Odeszły wszystkie sny i marzenia Nie ma też mnie, nic tego nie zmienia Tam gdzie było słońce, mrok przesłania nadzieję Tam gdzie był księżyc człowiek zniszczył wiarę Nie było nic, nie było nigdy, nigdy nie będzie Może przez chwilę, jedno złudzenie Ale przecież człowiek się narodził Czemu ja to człowiek? Czemu Ty, którą kocham człowiekiem jesteś... Brzydzę się sobą, nienawidzę też siebie Nie chcę się znać, kocham, kocham marzenie Nie istnieje już nic beze mnie bez Ciebie Tak to wszystko łatwo zniknęło Dlaczego? Nie wiesz? Trzeba było nie przespać życia... __________________________________________________________________ Podnoszę oczy ku oczom nie moim Nie trzymam za rękę, ręki drugiej swojej To nie ja wącham, nie widzę, nie słyszę Nie ja, nie nikt, nie Bóg? To więc kto? Kto pisze wiersze? Kto umiera dziś tutaj? Kto umierał, kto umarł... Kto oddał duszę, sprzedał ją w wierszu? Anger to moje imię Mam nadzieję, że je znasz Bo spotkamy się w Twoich najdziwniejszych snach Bo jestem tylko śladem po wczorajszym koszmarze... __________________________________________________________________ Ruszam z miejsca, nie widzę niczego Nie było tu słowa, miejsc, ani zdarzeń Skończyły się myśli Skończyła się wiara W czasie który skończył się, nim zaczął Ja urodziłem się, niestety śpiąc Spać będę zawsze, tylko w przebłyskach świadomości Stworzę prawdziwy wiersz, wyrażający całą prawdę Bez upiększeń i zbędnych kłamstw Tylko po to, by uświadomić innych O tym że mają własną świadomość... __________________________________________________________________ Bóg, pomyłki wynikiem człowiek Sennym koszmarem, potęgi tworem Niemoc w zniszczeniu, wiele prób Więc pozwolenie istnienia Próba przekabacenia Napisanie książki, nie swoimi rękoma A ludzkich artystów Zesłanie swego syna, na męki nastawienie Bez litości, bez sensu, nic nie wyszło Człowiek przebiegły, po ludzku interpretuje Co boskie, nie ludzkie, to ludzkie, nie boskie Wykiwany przez swój twór, nie może nic zrobić Dlatego Bóg w Gniewie nas powita Przed sądem najwyższym, z wyrokiem już znanym... ^ ^ nom, ten mi się podoba, dobrze czasem przeczytać swoje stare wiersze;d ___________________________________________________________________ To jestem ja, nieznany przez siebie Widziany przez wczoraj, znienawidzony w Niebie Nie zaspokojony na duszy Pełen grzechu i pokusy Normalny człowiek, tak niezwykły Nie zliczę swoich twarzy wszystkich Taki kłamliwy, niedoceniony Zabity, w sobie To o mnie i o Tobie Jeden Topos, ja, człowiek Niszczyciel, czy budowniczy Ile razy pytanie to zadawałem, nie zliczy Nikt, a zwłaszcza ja Nie jestem w sobie sam, na sam, na sobie To wszystko się toczy w mojej chorej głowie Mam tyle pytań, nigdy nikt nie odpowie Można to określić tylko jednym słowem To wszystko jest "Chore" Nie chcę mieć racji, wolę się mylić Bo moja ocena nie jest pozytywna Świat nim usłyszy, szept dziecka z oddali Ja skoczę w przepaść, bo mnie to rani Co ludzie uważają za potęgi swej wyrazy Zamykam się w wierszu, to mój własny azyl Tylko ja mam dostęp do ich wnętrza, tylko ja Wnętrzem we wnętrzu z wnętrzem w nich jestem Bo one są moim wewnętrznym wnętrzem
Ludzie umierają, ja żyje dziś nadal Kiedy umrę niech nie mówi mi szatan Zostanę dziś tutaj, na wieczności parę sekund Zostanę nim odejdę, bo to jest mi dziś dane Nie mogę nic stworzyć, wcześniej czegoś nie burząc Co burzę więc pisząc? A więc wyobrażeń świata, chyba z tysiąc I jeszcze więcej pokładów, obłudnej karnacji Z takim usposobieniem, nie przyznasz mi racji Dlatego odchodzę, zostawiając Cię samego z moim wierszem przy Tobie Czy dopuścisz go do serca, czy przypomnisz go sobie dopiero w grobie...? ^ ^ tyn tyż;d ___________________________________________________________________ Bezgraniczne stany zimnej świadomości W garncowym dnie, bez głębi odkrytej W dniach, zapomnianych, minionych Kroją się nici, błękitnych pomysłów Wiele zapomniane, więcej nieznane Tak, inaczej, wyśnione To słowa, jak miecze ze stali Ostry nóż mego serca kawałki poniewiera To właśnie jest miłości klatka Nim otworzy się, ptak już odleci... ____________________________________________________________________ Zasnąłem, budzić się nie chcę Bo sen to jedyne ukojenie Tylko ono ucieczką, przed Boga spojrzeniem Nie chcę nic widzieć, czuć, rozumieć Nie chcę być poetą, przekleństwem obdarzonym Nie chcę, bo kocham marzenia, ale za nie życie oddawać Wiedząc że się nie spełnią, ale ufam sobie Dlatego idę, czasem biegnę w ich stronę I choć wiem że spłonę, to będę to robił Wiem że sensu w tym nie ma, ale biegnę Szukam prostej drogi do zapamiętania Nieśmiertelności karty, cząstkowo tylko zapisane, chcę pomóc skończyć książkę zwaną, Kamień Filozoficzny, jako jedno z nazwisk, strona z osiągnięciami... Otrzymać pióro i możliwość dokonania wpisu Dokonania korekty, nim umrę Nim zasnę na wieki... ________________________________________________________________________ Zapadnięty, lekko zmrożony Zapomniany, już zmożony Był kiedyś, dziś już go nie ma Może będzie? Może zleci z nieba?
Przeżyje chwilę, nim zapadnie w zimowy sen Gdy zima się skończy, odejdzie w dal hen Bo nie może trwać wiecznie, czasu jedna chwila Śnieg topnieje, bo czas przemija... _________________________________________________________________________ Zamknięty w chwili poszukuję Tylu słów, znów znika, odejdę za chwilę Nie byle co, widzę, to słyszę, znowu nie ma Gdzie jesteś, uciekasz? Do Nieba? Tyle bym dał, by zawsze Cię zachować Wszystkich w Tobie zakochać Jednego słowa, wyrażeń, puenta Tonę ja, to nie ja, zmienna W swoich poczynaniach Często jej nie ma Zwłaszcza gdy potrzebna Ta jedna jedyna puenta Gdzie jej brak, gdy jej tu nie ma? Gdzie ona jest, gdzie, jest czy nie ma? Sensu puenta, i choć na końcu wiersza tego znaleźć się powinna To jej tu nie ma, dlatego tonę ja, by umieć ją zachować... Bez sensu, tu nie ma, to tylko ja i wersy z Nieba... _______________________________________________________________________ Dni rozdarte między jutrem Gdzie jest wczoraj Nie znam zimnych ran Szarej twarzy bez marzeń Drżący mrok, pięści noc Nieistniejący szeptu wrzask Słowa, gdzieś, nie ma tu Nie, wymyślał nikt Nie napisane, rozrzucone To jest właśnie głos Śmierci życia sensu brak ________________________________________________________________________ Żegnam, tyle czasu zmarnowane Nieustające chwile, niepotrzebne Nie zapomnę, choć jutro nadchodzi Nie poddam, choć sił nie moich Nie mam już, jest wszystko, to nic Zasypiam, krzyk w oddali mnie rozbudza Nie rozumiem, ale idę, mija chwila Albo rok, czasu szmat, sekundy świat Życia koniec, droga nieprzebyta Tor zaś udeptany, łzy rozpaczy To serce krwawi, niepowodzenie Marzeń spełniania, ja skończony Duszy znaki, na papierze, gdzieś Nie tu? I tak spłoną, ale to dopiero jutro... _______________________________________________________________________ Przebudzenie, w śnie zamknięte Mary nocy, w dniu rozmyte Blaski mroku, myśli wszystkie Życia ślady, tu zakryte
Wnoszę protest, chcę się zbudzić Bóg nie słucha, początek kłótni Waśń zaczęta, koniec zdarzeń Sąd mnie czeka, bezsens marzeń
Głos mnie budzi, sen jak życie Co więc snem było, czy teraz żyję? Wczoraj ślady, dziś już koniec Sen po śnie, kres to życie... ________________________________________________________________________ Okupowani, lat zabory, Waleczni, z obronnej strony Szczęki mieczy, grzmoty armat Ryk silników, dźwięk nalotu Sztandar nasz, orzeł biały Flaga, krew i odwaga też To Polacy, tak dziś zwani Wczoraj zaś nie było ich Ja dziś jestem, jutro nie ma Czasu to kapryśny los Parlamentu różne formy Dobry, gorszy i gorszy wciąż Lecz bez władzy, bez swych granic Polak mógł się nim kiedyś zwać Dziś gdy orzeł na nas patrzy Chce nad krajem tylko łkać Już niedumni? Czy znudzeni? Opuszczają dom ten nasz Tu ojcowie dziadków dziady Tu krew przelewał ktoś Ja nie pójdę, by zapomnieć Bo to jest najgorsze zło... ^ ^ dalej się z tym zgadzam;/ ________________________________________________________________________ Stoję sam, choć czuję w pobliżu Cię Wiem gdzie jesteś, jak na imię masz Ale nie mogę podejść, bo boję się Boję się, słów, które powiedzieć chcę Czuję wiatr na duszy, czuję dziwnie się
Jestem, ale nie ma mnie Chce znać, co czujesz Ty Ale zbytnio boję się Boję, że Ty nie kochasz mnie Marzę, oszukuję się, albo nie znam dość Cię? Bo moje serce dziwne dosyć jest
Patrzę w okno, widzę tam Cię Zasypiam, widzę też Bo kocham, tylko, albo i aż Kocham i wystarczy to Muszę powiedzieć, ale czy odważę się? Muszę, albo inaczej serce eksploduje me ______________________________________________________________________ Patrzę na świat Nie widzę nic Tylko oceany pustki Czasu brak Nie ma tutaj nic Gdzie podzieli się ludzie? Gdzie podziałem się ja? Słowa, myśli, moc, marzenia Wiara w siebie, nic poza tym Gdzie podział się los? Boga nie ma, nie było nigdy nas Sny kończą się nim zaczęły To tylko krótki krzyk Szept przez głowę wytykany Nim rozpoznam Chcę przetrwać Sekund parę Chcę zobaczyć do czego doprowadziłem Co zrobiłem, kogo zabiłem Czemu ja stałem się tym złym? Czemu świat zostawił mnie? Czemu wszystko to jest jakby snem Jakbym nigdy nie miał żyć? Jakbym człowiekiem nie był ja Jakby ktoś oszukał nas? Jakby to nie był wiersz Jakby to wszystko miało być nie tak...
|